A-linia - kurs na zmiany czy plajtę? Nowości, Waldemar Piórkowski, Sobota, 29 Grudnia 2007
Czy A-linia, czyli Toruńska Korporacja Autobusowa, przestała istnieć? Biura przy placu 18 Stycznia są zamknięte. Kierowcy przychodzą do pracy, ale nie jeżdżą.
Pierwsze informacje o kłopotach z kursowaniem autobusów A-linii dotarły do nas w przedświąteczny piątek. - Miałam zawieźć dziecko do lekarza. Na autobus tej linii w Czernikowie czekałam prawie trzy godziny. Tego dnia po godzinie 12 nie zajechał na przystanek żaden pojazd, mimo że kilka było jeszcze w rozkładzie - mówiła nam roztrzęsiona matka.
Informacje o kłopotach z kursowaniem autobusów A-linii dotarły również do Urzędu Gminy w Czernikowie i Wielkiej Nieszawce.
- Kontaktowaliśmy się z szefostwem firmy i powiedziano nam, że to przejściowe kłopoty związane z brakiem taboru i miały się szybko skończyć - mówi Piotr Murszewski, zastępca wójta gminy Czernikowo. - Ale trwają ona chyba dłużej niż zakładano, bo nadal docierają do nas informacje o tym, że autobusy nie jeżdżą. Nie widzimy też pojazdów tej firmy na drodze, choć jedna z tras przebiega w pobliżu urzędu. Nie wiemy, co się dzieje.
Na stronie internetowej firmy nie ma żadnych informacji o zawieszeniu niektórych kursów i jakichkolwiek innych kłopotach korporacji. Nie ma ich również na przystankach.
Od ubiegłego piątku próbowaliśmy również skontaktować się z biurem firmy mieszczącym się na placu 18 Stycznia w Toruniu. Ani w Wigilię, ani również w ostatni czwartek i w piątek nikt nie odbierał tam telefonów. Także w piątek przed południem zastaliśmy zamknięte drzwi kilku pomieszczeń biurowych A-linii, znajdujących się na placu 18 Stycznia.
Pojawiły się plotki, że firma plajtuje. Dotarli do nas kierowcy pracujący w korporacji. Nie chcą podawać nazwisk, ale również oni są zaskoczeni tym, co dzieje się w firmie.
- Wiemy tylko, że prawdopodobnie zmienił się właściciel. Jest nim ktoś z Krakowa, ale kilka autobusów już zniknęło z bazy. My przychodzimy codziennie do pracy, ale nie ma praktycznie czym jeździć, bo dla tych pojazdów, które zostały, nie ma benzyny - mówią kierowcy A-linii.
Mimo wielu żądań, nie mogą doprosić się informacji o przyszłości korporacji.
- Nie wiemy, czy nadal pracujemy, czy też nie.
W piątek nie odpowiadał również telefon komórkowy prezesa A-linii. Z adresu internetowego korporacji otrzymaliśmy natomiast wczoraj po południu bardzo ogólną odpowiedź na nasze pytania dotyczące sytuacji w A-linii.
W niepodpisanej przez nikogo informacji czytamy, że „w ostatnim czasie nastąpiły zmiany własnościowe udziałowców spółki oraz dokonano zmiany w zarządzie spółki. Spowodowało to pewne perturbacje w jej działaniu. Prowadzone są działania organizacyjne, które doprowadzą w najbliższym czasie do uporządkowania działalności spółki i jej rozwoju. Za utrudnienia przepraszamy naszych pasażerów”. http://nowosci.com.pl/loo...=87774&IdTag=38
To musiało kiedyś nastąpić. W ogóle nie jestem zdziwiony. Stan taboru tejże firmy pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Poza tym firma miała chyba "nienajlepsze" stosunki z warsztatami, w których ratowano te padliny (w szczególności Kapeny!). Dla przykładu napiszę, że jakoś latem zepsuty wóz (H9) przez dwa dni stał na przystanku (Żwirki i Wigury w kierunku Unisławia), bo nie było go komu ściągnąć. Może po zmianie właściciela firma ta będzie funkcjonowała nieco lepiej. Życzę wszystkiego dobrego!
W klasie mam koleżankę, która dojeżdża z Unisławia A-linią. W grudniu często spóźniała się na lekcje przez opóźnienia w kursach, czasami dochodzące nawet do 3h.
Przewoźnik pod dokładną kontrolą Nowości, wap, Czwartek, 10 Stycznia 2008
Toruński Urząd Miasta rozpoczął kontrolę A-linii, czyli Toruńskiej Korporacji Autobusowej. Sytuacją tego przewoźnika interesuje się także Starostwo Powiatowe.
Pisaliśmy już o tym, że kłopoty A-linii rozpoczęły się przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia. Autobusy korporacji łączące Toruń z pobliskimi miejscowościami przestały kursować. W firmie zaszły zmiany własnościowe, a nowe szefostwo zapewniało, że problemy przewoźnika mają charakter przejściowy. Do dziś jednak autobusy A-linii nie kursują na dotychczasowych trasach.
Wczoraj w sekretariacie korporacji przy placu 18-Stycznia w Toruniu potwierdzono nam, że korporacja nadal nie przewozi pasażerów. Obsługiwane są tylko szkoły i wykonywane są inne zlecenie niewiążące się z regularną komunikacją.
Licencje na funkcjonowanie A-linii wydały: Urząd Miasta w Toruniu i toruńskie Starostwo Powiatowe. - Rozpoczęliśmy kontrolę firmy. Będziemy sprawdzać dokumenty wymagane do posiadania licencji - mówi Krzysztof Kisielewski, dyrektor Wydziału Rejestracji i Ewidencji toruńskiego Urzędu Miejskiego.
Żeby automatycznie cofnąć przewoźnikowi koncesję na przewóz podróżnych, musi on co najmniej przez trzy miesiące nie jeździć wyznaczonymi wcześniej trasami. W przypadku A-linii nie ma jeszcze nawet miesiąca przerwy. Można jednak zabrać licencję wcześniej, gdy firma nie spełnia innych kryteriów. To wszystko będzie przedmiotem kontroli.
- Za wcześnie na razie, aby mówić o konkretach, czekamy na komplet dokumentacji - dodaje dyrektor Kisielewski.
Organem wydającym zgodę na kursowanie A-linii było również toruńskie Starostwo Powiatowe. Nowy prezes A-linii miał przedstawić staroście Mirosławowi Graczykowi harmonogram przywracania kursów.
- Musimy go znać, żeby ewentualnie szukać nowych przewoźników na te trasy, których nie będzie w stanie obsłużyć A-linia - powiedział nam starosta Graczyk, którego spotkanie z szefostwem A-linii zakończyło się wczoraj już po zakończeniu pracy urzędu. Do sprawy powrócimy. http://nowosci.com.pl/loo...88729&IdTag=238
Veolia gotowa na trasy A-linii Małgorzata Oberlan, Środa, 30 Stycznia 2008
A-linia ostatecznie straciła zaufanie i pasażerów, i władz. Starosta toruński złożył wniosek o cofnięcie jej licencji. Połączenia chce przejąć firma Veolia.
Autobusy A-linii przestały kursować w Boże Narodzenie, choć na niektórych trasach, choćby w gminie Wielka Nieszawka, kłopoty zaczęły się dużo wcześniej. Po spotkaniu przedstawicieli starostwa powiatowego, Urzędu Miasta Torunia i Urzędu Marszałkowskiego z nowym zarządem firmy doszło do pewnych ustaleń.
- Nowy prezes przedstawił plan przywracania połączeń. Pierwszy etap miał nastąpić 21 stycznia. Niestety, tak się nie stało. Dlaczego, do końca nie wiemy, bo tłumaczenia szefostwa firmy były mętne - mówi Dariusz Meller, wicestarosta toruński. - Dla dobra mieszkańców musieliśmy szybko podjąć radykalne działania. Do Urzędu Miasta Torunia złożyliśmy wniosek o cofnięcie A-linii licencji, a w sprawie obsługi połączeń porozumieliśmy się z Veolią Transport Toruń.
Przypomnijmy, że Veolia (dawniej Connex) od początku kłopotów służyła pomocą, bo jej trasy pokrywają się wielokrotnie z tymi A-linii. Teraz czeka jeszcze na urzędowe decyzje, które umożliwią jej świadczenie usług w pełnym zakresie. - Urzędy stają na wysokości zadania, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji - mówi Tomasz Fic, prezes Veolia Transport Toruń.
- Właśnie pracujemy nad planem połączeń, który wprowadzić w życie chcemy po feriach. Na wyraźne życzenie społeczności lokalnej wprowadzimy też poranny kurs do Papowa Toruńskiego, około godziny 5 rano. Z naszej oceny nie wynika, by był on rentowny, ale zdajemy sobie sprawę, że jest potrzebny - podkreśla prezes Fic. - Wiem, że na części tras nasze usługi mogą być jeszcze dalekie od perfekcji, ale opanowujemy sytuację.
Do Urzędu Miasta Torunia wniosek starosty o cofnięcie licencji jeszcze nie dotarł. - Domyślam się, że pan starosta używa w nim argumentu dotyczącego zaprzestania wykonywania przewozów przez A-linię. Zgodnie z ustawą o transporcie drogowym jest powód do cofnięcia licencji, ale po trzech miesiącach - zaznacza Krzysztof Kisielewski, dyrektor Wydziału Ewidencji i Rejestracji UMT. - Ustawa wymienia jednak jeszcze inne powody. Prowadzimy postępowanie w sprawie A-linii. Poprosiliśmy firmę o udostępnienie pewnych dokumentów. Czekamy, aż to uczyni. Zdajemy sobie sprawę z sytuacji, z tego, że czeka Veolia.
Magistraccy urzędnicy obiecują, ze sprawę zakończą najszybciej, jak to możliwe. Cofnięcia licencji nie wykluczają, ale przesądzać niczego dziś nie chcą. http://nowosci.com.pl/loo...=90742&IdTag=38
Magistrat cofnął licencję A-linii 2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 18:38
Do Urzędu Miasta nie dotarły dodatkowe dokumenty, o które Toruńską Korporację Autobusową A-linia prosili urzędnicy. To oznacza cofnięcie licencji na przewozy pasażerskie. Firma zamierza się odwołać. O A-linii pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Do grudnia ub.r. firma woziła mieszkańców z Torunia m.in. do Wielkiej Nieszawki, Cierpic, Unisławia, Złejwsi Wielkiej i Czernikowa.
26 grudnia jej autobusy jednak w trasę nie wyjechały. Problemem okazał się awaryjny tabor. - Mieliśmy za mało pojazdów - tłumaczy Jan Rojowicz, prezes TKA.
Na początku stycznia magistrat, który wydał spółce licencję na przewozy, rozpoczął kontrolę przewoźnika. A-linia nie dostarczyła jednak dokumentów, jakie zażądali urzędnicy, m.in. aktualnego odpisu z Krajowego Rejestru Sądowego oraz spisu pojazdów. Firma miała uzupełnić dokumentację do 12 lutego. Tak się jednak nie stało. - Decyzję o cofnięciu licencji wydaliśmy w piątek - mówi Krzysztof Kisielewski, dyrektor wydziału ewidencji i rejestracji magistratu. - Tego dnia została ona doręczona do siedziby firmy.
Cofnięcie licencji oznacza, że przewoźnik nie może o nią wystąpić przez trzy kolejne lata. A-linia ma dwa tygodnie na odwołanie od tej decyzji w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. - Jeśli uda się nam skompletować dokumentację w terminie, to się odwołamy - zapowiada Rojowicz.
Na liniach obsługiwanych do niedawna przez A-linię jeżdżą pojazdy Veolia Transport Toruń (dawny toruński PKS). Niektóre z tras pokryły się z kursami A-linii, ale w kilku przypadkach przewoźnik musiał wystąpić do magistratu o dodatkowe zezwolenia. VTT uruchomił m.in. kurs poranny z Papowa Toruńskiego do Torunia, połączenie z Czerniewic do Makowisk, oraz z Torunia do Cierpic. Źródło: Gazeta Wyborcza Toruń http://miasta.gazeta.pl/torun/1,35576,4940027.html
Czerniewic do Makowisk
Kurcze jaki magiczny kurs, nawet nie wiedziałem, że taki jest. Za darmo gorzej
Gazeta Pomorska, 2 kwietnia 2008
Obsługująca bezpłatne linie autobusowe do hipermarketów firma Morvi nie ma sobie nic do zarzucenia. Mieszkańcom Torunia nie podoba się jednak, że autobusy tej firmy zanieczyszczają powietrze i są w złym stanie. Czy rzeczywiście bezpłatne linie zapewniają gorszą jakość usług?
Od paru lat w naszym mieście możemy skorzystać z bezpłatnego transportu do hipermarketów. Do "Galerii Copernicus”, "Bielaw” czy "Komety” możemy dojechać bez potrzeby kasowania biletu. Wszystkie te linie obsługuje jedna firma - Morvi. Ona również zapewnia transport ludzi do Sharpa i Oriona. Spółka działa jednak nie tylko w Toruniu. Również w Bydgoszczy firma obsługuje bezpłatne linie do hipermarketów. Ostatnio pojawiają się głosy, że właściciel przedsiębiorstwa oszczędza na jakości, a podróż liniami Morvi nie należy do najprzyjemniejszych.
- Ostatnio jechałem do Galerii Copernicus autobusem marki Mercedes, który ledwo dojechał na miejsce - opowiada pan Tadeusz, mieszkaniec ul. Gagarina. - Wewnątrz czuć było spaliny, a przy każdym hamowaniu pojazd wydawał nieznośne dla ludzkiego ucha piski. Zastanawiałem się, czy ten autobus jest sprawny i czy ktokolwiek kontroluje to, w jakich warunkach jeżdżą pasażerowie?
W podobnym tonie na temat bezpłatnych linii wypowiadają się inni mieszkańcy Torunia. Przeszkadza im to, że z jednej strony władze kupują ekologiczne autobusy, z drugiej pozwalają na to, aby przestarzałe pojazdy poruszały się po drogach i zanieczyszczały powietrze. Co prawda dotychczasowe kontrole nie wykazały większych nieprawidłowości, ale były przeprowadzane tylko w najmłodszych pojazdach. Nie kontrolowano więc wszystkich autobusów.
- W 2007 roku i w bieżącym było 7 kontroli w tej firmie - informuje Rafał Jankowski, z Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Bydgoszczy. - W trzech przypadkach wszczęliśmy postępowanie w celu usunięcia stwierdzonych w firmie nieprawidłowości. Tylko jedno postępowanie dotyczyło jednak stanu technicznego pojazdów w firmie Morvi. Więcej zastrzeżeń było w związku z przekraczaniem czasu pracy w firmie. Nie było też oficjalnych skarg na jakość podróży autobusami Morvi, to znaczy takich, w których ludzie występują z imienia i nazwiska.
Przedstawicielka firmy twierdzi, że sprowadzonym z Niemiec mercedesom nie można nic zarzucić. Zapewnia, że wszystkie autobusy przechodzą okresowe kontrole i są dopuszczane do ruchu. - Każdy autobus co pół roku musi mieć zrobiony przegląd - mówi Joanna Moraczewska, prezes Morvi. - Nasze autobusy nie są też takie stare, jak niektóre z pojazdów MZK. Te, którymi jeżdżą ludzie do hipermarketów wyprodukowano na początku lat 90. i wciąż można je eksploatować. Nie wiem też o jakichkolwiek skargach na temat jakości naszych usług. Nasze autobusy są sprawne.
O żadnych skargach nie słyszała też policja. Nie było żadnego wniosku o sprawdzenie pojazdów przez tę służbę. Otrzymaliśmy jednak zapewnienie, że takie kontrole pojawią się już niedługo, w ciągu kilku dni. Przeprowadzi je zarówno Wojewódzki Inspektorat Transportu Drogowego, jak i funkcjonariusze policji.
Z firmą pogrzebową do Sharpa Kto zarabia na transporcie do Crystal Parku? Nie tylko żona dyrektora Tomasza Moraczewskiego Nowości, Małgorzata Oberlan, Środa, 16 Kwietnia 2008
Przewoźników, którym Ostaszewo dało dodatkową pracę, jest wielu. Są wśród nich tacy potentaci jak Veolia, ale i całkiem małe firmy, dysponujące kilkoma busami.
Z Chełmna do Sharpa wozi pracowników... firma pogrzebowa Znicz.
- Biznes jest biznes. Usługi transportowe to nasza dodatkowa działalność - mówią w zakładzie pogrzebowym.
Pasażerowie na jakość usług się nie skarżą, Japończycy płacą, więc wszystko jest w porządku.
Z Grudziądza kursują busy firm Skorpion i Kornel. Dwie firmy dowożą też pracowników z Rypina. Z Golubia-Dobrzynia kursują busy, a z Lipna - tamtejszy PKS. Firma MIX z Torunia współpracuje z Sumiką.
- Dowozimy ludzi na trzy zmiany, z Chełmży i Torunia. Głównie busami - „Mercedesami Sprinterami”. Z Chełmży jedziemy autokarem, bo stamtąd jest najliczniejsze grono pracowników - mówi Alina Gil, właścicielka firma, nie kryjąc zadowolenia ze współpracy.
Kursy do Sharpa z Torunia i Górska obsługuje natomiast firma Morvi, prowadzona przez Joannę Binkiewicz-Moraczewską, żonę Tomasza Moraczewskiego, dyrektora marszałkowskiego departamentu infrastruktury, a wcześniej urzędnika magistratu.
Dyrektor żonie nie pomaga
- Nigdy tego nie ukrywałem. Przyzwyczaiłem się już do uwag na ten temat - mówi dyrektor, któremu podlega, między innymi, transport kolejowy i autobusowy w regionie. Bezpośredniego wpływu na decyzje w firmie swojej małżonki nie ma. Departament bowiem wydaje zezwolenia na kursy autobusowe przebiegające przez kilka powiatów. Gdy trasa wiedzie z Torunia do Ostaszewa, a więc przez powiat grodzki do sąsiedniego ziemskiego, decyzja leży w rękach Urzędu Miasta.
Sam Moraczewski to miłośnik kolejnictwa, więc sen z oczu spędzają mu nie tyle autobusy, co większa liczba pociągów do Crystal Parku i wybudowanie chodnika od stacji w Ostaszewie do fabryk.
Firmę Morvi początkowo prowadził on, gdy poszedł „w urzędy”, oddał ją żonie. - Jestem przekonany, że praktyk na stanowisku szefa transportu w regionie jest zdecydowanie lepszy niż teoretyk - mówi.
Sekrety finansowe
Firma Morvi przejęła kursy Toruń-Sharp od Veolii Transport, czyli dawnego PKS Connex Toruń.
- Firma ma prawo wybrać sobie przewoźnika. My dowozimy pracowników do tej fabryki z Chełmna, Świecia i okolic - mówi Tomasz Fic, prezes Veolii. - Strefa w Łysomicach to żywy organizm. Przewoźnicy się zmieniają i mnie to nie dziwi. Fabryka Orion zwracała się na przykład z propozycją przewozów, ale nie udało nam się wypracować satysfakcjonujących obie strony warunków.
Ruch do i ze strefy trwa całą dobę, bo praca toczy się w trybie trzyzmianowym. Poszczególne fabryki same negocjują warunki z przewoźnikami.
Uważajmy na nietrzeźwych kierowców - ostrzegają się nawzajem pasażerowie toruńskiej Veolii. Wczoraj na trasie Toruń-Czernikowo podróżni wyczuli od szofera woń alkoholu. Zaniepokojeni wezwali policję. Okazało się, że kierowca jest nietrzeźwy.
Pasażerowie są oburzeni i podkreślają, że podróżując autobusem trzeba mieć oczy i nos szeroko otwarte. - Znajomi często zwracają uwagę na to, co kierowca robi za kółkiem. Trzeba reagować od razu, bo lepiej dojechać później niż nie dojechać w ogóle - przekonuje starszy mężczyzna.
Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że kontrola kierowcy toruńskiej Veolii wykazała, iż nie miał przy sobie prawa jazdy. Teraz nietrzeźwy szofer stanie przed sądem. Prezes firmy podjął już decyzję, że kierowca zostanie zwolniony w trybie dyscyplinarnym.
Warszawa/Toruń: Czarne chmury zawisły nad Polskim Expressem
Nierzetelny przewoźnik. Nieważne pozwolenia na kursy, groźba utraty kolejnych i widmo wysokiej kary finansowej - Polski Express, znalazł się na cenzurowanym. Jak nierzetelnym przewoźnikiem jest Polski Express doświadczyłem na własnej skórze. W poniedziałkowe popołudnie musiałem pojechać do Bydgoszczy. Nad Brdą miałem być przed godz. 15. Najbardziej odpowiadał mi kurs z toruńskiego Dworca Miasto o 13.12. Na przystanku byłem 20 minut wcześniej. Przed podróżą chciałem kupić bilet, ale na dworcu skończyły się druki. Młoda kobieta zapewniła jednak, że na ten kurs bez problemu dostanę bilet u kierowcy. Nie dostałem, bo autobus nie przyjechał. Wróciłem do okienka żądając wyjaśnień. Tam dowiedziałem się, że z Polskiego Expressu przyszedł faks odwołujący kurs. - Dlaczego wcześniej nie informujecie pasażerów, że autobus nie pojedzie? - pytam właściciela firmy Bastion, która pośredniczy w sprzedaży biletów. - Już nie mam siły na Polski Express - odpowiada Jacek Chybiński. - Oni często się spóźniają, a informacje o odwołaniu kursu przysyłają nawet po godzinie od planowanego odjazdu. Interweniowałem już w tej sprawie w Wojewódzkim Inspektoracie Transportu Drogowego w Bydgoszczy. Inspektorzy z WITD od dawna z dezaprobatą przyglądają się temu, co dzieje się w Polskim Expressie. - Nie tylko się spóźniają i odwołują kursy - ujawnia Rafał Jankowski, naczelnik wydziału inspekcji. - Kierowcy autobusów często przekraczają dozwoloną prędkość i nie odpoczywają tyle, ile trzeba. Ich rozkłady po prostu nie pasują do polskich dróg. Raporty inspektorów z całego kraju trafiły do Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji. W tej chwili są analizowane. - Sprawdzamy, czy Polski Express odwołuje kursy z rozkładu jazdy bez uzasadnionej przyczyny - mówi Maciej Chmielowski z biura prasowego Urzędu. - Jeśli to prawda, rozpoczniemy postępowanie w sprawie naruszenia przez spółkę interesów konsumentów. Grozi jej kara sięgająca nawet 10 proc. ubiegłorocznych przychodów. Na decyzję UOKiK nie czekał marszałek województwa mazowieckiego i nie przedłużył przewoźnikowi zezwoleń m.in. na kursy z Warszawy do Bydgoszczy i z powrotem. Urzędnicy rozpoczęli też postępowanie, które ma odebrać pozwolenia na liniach ze stolicy przez Toruń i Bydgoszcz do Szczecina i Kołobrzegu. Firma w ogóle na to nie reaguje. - Wielokrotnie wzywaliśmy Polski Express do złożenia wyjaśnień - mówi Marta Milewska, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. - Spółka nie odpowiedziała na żadne z wezwań. Próby kontaktu telefonicznego oraz pocztą elektroniczną też nie przyniosły rezultatu. Nawet wysłaliśmy pracownika wydziału transportu drogowego do biura spółki, ale jego misja zakończyła się fiaskiem. Co na to Polski Express? - Nie udzielamy wyjaśnień - usłyszałem w warszawskim biurze spółki, która jest na polskim rynku od 1994 r. Zakładali ją Anglicy, teraz należy do rodziny Wasiaków. http://pl.youtube.com/watch?v=2Cum5pgNpA8