Dawno, dawno temu na dalekim południu, zanim powstał Rzym i nim Grecy odbyli swoje pierwsze igrzyska ludzie nie znali uśmiechu.. Były to czasy kiedy na ziemi można było jeszcze spotkać groźne smoki ziejące ogniem które pilnowały grót pełnych skarbów, wielkogłowe potwory zamieszkujące głębiny mórz i oceanów. Ale Ziemia nie była tylko siedliskiem złych potworów. Na brzegach nadmorskich plaż można było spotkać piękne pól - kobiety pól - ryby – syreny. Na lądach widywano Najady, nimfy rzeczne. Często widziano je wesoło pląsające u brzegów leśnych strumieni, rzek i jezior. Były one istotami śmiertelnymi ale zarazem długowiecznymi. Dlatego też bajka ta przetrwała do dziś. Bo będzie o jednej z tych wiecznie młodych boginek. Wszystko działo się w królestwie Merinu. Jak to w królestwie bywa był tam piękny zamek z ogromnym ogrodem, damami dworu i przepychem na jaki stać był tylko największych królów. Żyła tam rodzina królewska z młodym i przystojnym królewiczem o imieniu Almis, który jak na młodzieńca przystało był znudzony życiem dworskim. Bale, wymuszone grzeczności i obłudne słowa spędzały mu sen z powiek i niszczyły wrażliwą duszę. Ludzie wtedy nie umieli się uśmiechać. Potrafili tylko się śmiać, grubiańsko i donośnie. Śmiech ten wypełniał wszystkie komnaty zamku i trudno było uciec od tych nieznośnych dźwięków. Królewicz, jak tylko nadarzała się okazja wymykał się z zamku aby samotnie spacerować po lesie. Podczas jednego z wieczornych spacerów dotarł do źródła małej rzeczki Ilis. Zwabiły go odgłosy zabaw i radosnych pląsów. Zaczaił się w pobliskich krzakach i obserwował co też tam się dzieje. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał że są to nimfy. Zafascynowany spędził pół nocy w krzakach na podglądaniu tych stworzeń. I przychodził tak niedostrzeżony kilka dni. Nigdy nie miał dosyć sycenia oczu widokiem tych pięknych i radosnych boginek. Jednak pewnego dnia nimfy przerwały zabawę. Wszystkie gdzieś uciekły. Została tylko jedna, Elsil, która zbliżyła się do królewicza. Chwyciła go za rękę i zaprowadziła do tryskającego spod skał źródełka .Oszołomiony, nie zrobił nic, nie opierał się, nie mówił. Boginka opowiadała mu o szczęśliwej krainie, o życiu bez miłości i dzięki miłości, o tym, że świat można zmienić jednym gestem. Uświadamiała go że każe spotkanie i każde zdarzenie w ich życiu coś znaczy, do czegoś prowadzi. Słuchał jej opowieści, pełen zafascynowania i sam powoli zaczął otwierać swoją duszę przed nimfą. Młodzieniec znalazł w niej przyjaciela a w krótkim czasie i miłość. Obje spędzali ze sobą całe wieczory. Czuli jak rodzi się coś, czego już się nie zmieni, nie przerwą tego. Rozmawiali o swoim uczuciu i fakcie ze nigdy nie będą mogli być razem. Ich uczucie na zawsze zostanie mroczną tajemnicą zakochanych serc. I tak dni zmieniały się w miesiące a miesiące w lata. Król i królowa nic nie wiedzieli o życiu i miłości swojego syna. Nie mieli pojęcia o jego wieczornych wyprawach do źródła. Nie zauważali jego nieobecności na balach, kolacjach. Jeszcze jednej ważnej rzeczy nie zauważyli. Godzin spędzanych przy lustrze na ćwiczeniu jednej rzeczy…. Starał się układać usta tak jak jego ukochana podczas krótkich chwil milczenia które nastawały podczas wieczornych schadzek. Nie potrafił określić co to oznacza, ale wiedział że jest to oznaka radości, przychylności. Minęło kilka lat i młodzieniec często zagadywał nimfę, o ten dziwny wyraz jej twarzy którego się uczył. Zawsze zostawał zbywany. Czas aby się dowiedział jeszcze nie nadszedł. Ale tego dnia, który był nieco inny niż pozostałe, miał się dowiedzieć. Bardzo wcześnie obudziły go ptaki. Niebo nad lasem miało dziwny, szarawy kolor. Przy obiedzie dowiedział się ze zbliża się czas aby pojął sobie żonę i zasiadł na tronie. Wiadomość ta zdruzgotała go. Jak najprędzej chciał się udać do ukochanej. Do tych kamieni przy źródle, gdzie spędzali tyle czasu. Nie wiedział że czeka na ostatnie chwile z Elsil. Nimfa bardzo kochała swojego wybranka. Mimo iż była śmiertelnikiem jak on, wiedziała że nie znajdzie swojego miejsca w świecie ludzi, że czas przeznaczony dla nich się kończył. Dni szczęścia zbliżały się ku końcowi. Postanowiła zrobić coś dla niego. Pozostawić coś jemu aby pomogło w dniach tęsknoty. Wiedziała ze takie był cel tego spotkania, tej miłości. Przy każdym spotkaniu starała się nie myśleć o tym. Radowała się z każdej chwili jaką obdarzył ich świat. Chciała go nauczyć jak najwięcej. I teraz, tak szybko nadeszła ta chwila , której Elsil bała się najbardziej. Nadszedł czas rozstania. Almis od ich pierwszej rozmowy przy źródle nigdy więcej nie wiedział jej sióstr. Nie mogła liczyć na ich wsparcie. Tak zadecydował los. To ona musi to zrobić. Wiedziała też, że jej ukochany nie zrozumie życia, które dało im te kilka lat szczęścia miał w tym swój cel i teraz pragnął go zrealizować. Tego dnia zjawił się wcześniej. Zobaczył swoją boginkę smutnie zapatrzoną w bystro płynącą wodę. Nie rozumiał jej smutku, roztargnienia. Słów o końcu, złym losie i jakimś uśmiechu. Nie pojmował ani jednego słowa. Co to jest uśmiech? Co to ma wspólnego z nimi? Przecież on dla niej ucieknie z zamku! Kiedy się uspokoił dowiedział się wszystkiego. Każde słowo uderzyło z ogromną mocą w jego serce. Imię Elsil w przetłumaczeniu z języka nimf na ludzki ozanczało uśmiech. To co tyle lat tak dokładnie, wręcz pedantycznie uczył się przed lustrem jest uśmiechem. Wyrazem radości, serdeczności. Oznaczało uczucie, którego ludzie nie potrafili wyrażać mimika twarzy. Znali tylko śmiech. Głośny i donośny. Serce Almisa było pełne smutku ale i radości! Dowiedział się czemu służyły te ćwiczenia! Co to był z grymas na twarzy ukochanej. Przerażała go jednak myśl, że ich czas się kończy. Nie wiedział czemu, ale czuł to. Rozmawiali razem dłużej niż zwykle. Pożegnali się tak, jakby nigdy już nie mieli się spotkać. I tak też było. Następnego dnia miejsce na kamieniu gdzie zawsze siedziała Elsil było puste. Sytuacja powtarzała się prze kilka tygodni Drzewa szumiały smutno że już jej nie ujrzy.. Zrezygnowany młodzieniec już nigdy nie powrócił w to miejsce. I tu historia się kończy. Nikt nie wie dokładnie co się stało z nimfami. Pewne jest że od tej pory trudno było je spotkać na ziemi. Dzisiaj już się ich nie zobaczy nigdzie. Żyją w mitologiach i innych opowiastkach. Może poukrywały się w wodach, albo ich długowieczność przeminęła? Królewicz nigdy nie zasiadł na tronie. O jego losie opowiadają tylko opowieści starych kobiet. Opowiadają ze uciekł z zamku i wyruszył samotnie w świat, pielęgnując w sobie to, co pozostało mu po ukochanej – uśmiech. Uczył go napotkanych ludzi i dlatego dzisiaj się uśmiechamy. Ale czy to prawda? Wiedzą tylko bajarki.
Fajne! Bardzo mi się podoba. PS to nie bajka tylko baśń bajki są to krótkie wierszowane opowiastki które najczęściej opowiadają o zwierzętach Maiłam to niedawno na polskim
fajne, i dość długie
dlugie ale wciaga
dlugie ale bardzo fajne
bardzo ładna... ale niestety miłość nie wygrałe ale uśmiech
NeynA = popieram Twoje zdanie o baśni hihi ta Twoja kolezanka ma talent... tysle ze kiedys cos z niej będzie:)